
Gdyby 30 marca 2016 roku o. Mariusz Polcyn nas nie opuścił wezwany przez Pana życia i śmierci do Domu Wiekuistego Ojca, dzisiaj świętowalibyśmy wspólnie jego imieniny. Mimo wszytko zachęcam wszystkich, którzy go znali do wspominania jego dobrego imienia i tego wszystkiego dobrego co dla nas zrobił.
Okazją do tego są nie tylko imieniny zmarłego przed 5-ciu laty o. Mariusza, ale również dopiero co wybrzmiała uroczystość ordynacji biskupiej ks. Rumena Staneva w ostatnią niedzielę w Sofijskiej Konkatedrze św. Józefa. Ksiądz biskup Rumen Stanev jest pierwszym biskupem pomocniczym diecezji Sofijsko-Plovdivskiej i został wyświecony przez obecnego ordynariusza diecezji bp. Georgija Jovczeva. Ojciec Mariusz i ja byliśmy świadkami i do jakiegoś stopnia współuczestnikami formacji nowego biskupa, bo właśnie przed naszymi oczami i przy nas dorastał mons. Stanev jako kandydat do kapłaństwa i kleryk.

Nie będzie przesadą kiedy dziś wspomnę o bardzo ważnym, acz jakoś przemilczanym, epizodzie z życia w Bułgarii dzisiejszego imiennika, śp. o. Mariusza. Otóż zanim o. Stefan Manołov został wikariuszem generalnym diecezji Sofijsko-Plovdivskiej, a obecny nowy biskup kapłanem, ojciec Mariusz Polcyn został mianowany przez mons. Georgija Jovczeva wikariuszem biskupim do spraw duchowieństwa i był długo najbliższym współpracownikiem obecnego Ordynariusza.. Już sam fakt zostania wikariuszem biskupim, czyli pierwszym doradcą, jest szczególnym wyróżnieniem. Tymczasem o. Mariusz został nie tylko wikariuszem ale wikariuszem do spraw duchowieństwa. Był odpowiedzialny za sprawy kapłanów i wszystkich spraw osób konsekrowanych znajdujących się na terenach południowej części Bułgarii.
Dziś sprawami przenosin kapłanów, problemami parafii czy sprawami Zakonów zajmuje się ksiądz wikariusz Generalny. Tymczasem długie lata zajmował się tym właśnie o. Mariusz Polcyn. Wiele lat, zanim biskup Jovczev wyświęcił pierwszych dwóch kapłanów diecezji, ja i o. Mariusz byliśmy najbliższymi współpracownikami i pomocnikami biskupa w Plovdiv. Na zmianę z o. Mariuszem jeździliśmy do Plovdiv, aby pomagać biskupowi w pracy duszpasterskiej, jak Msze św., pogrzeby itd. Nie opanowaliśmy jeszcze j. bułgarskiego w takim stopniu aby swobodnie porozumiewać się mową ojczystą naszych wiernych, a już stawaliśmy wspólnie u boku Arcypasterza Katollików z południowej Bułgarii.
Dyżur zwykle trwał tydzień, od poniedziałku do poniedziałku. Dla mnie był to trudny czas, chociaż wspominam go dzisiaj z wielką sympatią uświadamiając sobie jak wielkim zaufaniem i serdecznością obdarzył nas biskup Jovczev. Byłem młodziutkim księdzem, zaledwie kilka miesięcy po święceniach i bardzo zaangażowanym w przeróżne bardziej lub mnie realne sprawy w Sofii, stąd moje pobyty w Plovdiv wyglądały jak siedzenie na rozżarzonych kamieniach. Ciałem byłem w Plovdiv u biskupa, chłonąłem jego opowieści z historii diecezji jak gąbka wodę, ale myślą wolałem być już w Sofii, gdzie czekały dzieci, katecheza i ministranci.
Zupełnie inaczej było z o. Mariuszem. Ja byłem w gorącej wodzie kompany, jak ten młody konik w zaprzegu co to szarie do przodu i na boki. Tymczasem mój współbrat Mariusz był wiernym kompanem biskupa w czasie swojego dyżuru w Plovdiv. Długie rozmowy, spacery dzielenie się troskami, sprawiły, że między biskupem i Mariuszem powstała szczególna więź zrozumienia, która później zaowocowała mianowaniem na wikariusza biskupiego. Zanim Pan Bóg obdarzył diecezję młodym klerem miejscowym długie lata to o. Mariusz wspierał radą i ciałem niełatwą posługę sofijsko-Plovdivskiego ordynariusza.
Dziś jestem jedynym z żyjących, oprócz biskupa Georgija, który pamięta tragiczną sytuacje diecezji z lat 90tych minionego wieku. Mam też to szczęście być świadkiem pięknych owoców wiary i wierności Bogu jakim jest wyświęcenie mons. Rumena na pomocnika i następce biskupa Georgija. Wieżę jednak, że tak jak ja tutaj przez internet, tak o. Mariusz z nieba spogląda na Bułgarię i w szczególności na diecezje Sofijską-Plovdivską i wstawia się za nią u Boga. Choć po ludzku myślimy, że straciliśmy o. Mariusza, kiedy ten odszedł do wiecznego Jerusalem, to tak naprawdę zyskaliśmy wiernego wikariusza przed Bogiem, który tu na ziemi doradzał a tam w niebie się wstawia za nami wszystkimi.
I w imieniu o. Mariusza i swoim dziękuję dziś Panu Bogu i Wam wszystkim w Bułgarii, za to że trwacie, że się rozwijacie, że sprawiacie, że nasze życie z Wami, moje i o. Mariusza nabiera coraz bardziej nowego i większego sensu.
Święcenia biskupie w ostatnią niedzielę w Sofii, zamknęły koło życia: o. Mariusza i moje. Nowy biskup w nowej Konkatedrze, coś pięknego. Wypełnienie naszych marzeń. Udało się nam odbudować tę Świątynie żywą, z ludzkich żywych serc sofijskich Katolików. A Pan Bóg dopełnił reszty, dając temu żywemu Kościołowi nie tylko dom z kamienia ale i nowego Pasterza w osobie bp. Rumena. I teraz możemy jak Symeon w świątyni Jerozolimskiej powiedzieć, że odchodzimy z Bułgarii w pokoju. I choć z nas dwóch to mnie było dane być świadkiem cudów owoców naszej pracy, to nigdy nie zapominajcie, że było nas dwóch, jak Paweł i Piotr. Jeden gorąca głowa pełną idei, drugi stabilny i rozsądny jak Piotr.
Ojciec Mariusz zrobił czego Bóg oczekiwał od niego i zabrał go do siebie. Mnie podarował nowe życie i widocznie oczekuje ode mnie jeszcze czegoś, co próbuje odrywać.
W Bułgarii mówią: czestit praznik otec Mariusz. Czestit praznik monsegnor Rumen.
o. Krzysztof, kapucyn